📓 Dzienniki Terapii #1 : Dobrze się wygadać
Wow, to było coś.
Niby nie wydarzyło się nic spektakularnego, po prostu gadałem o sobie przez blisko godzinę (nie wiem czy typko wypowiedział łącznie więcej niż 100 słów - zagadałem go na śmierć), a czuję się jakbym zrzucił z siebie milion ton.
Bałem się WCHUJ tego spotkania.
Do tego stopnia że przez poprzednich kilka nocy budziły mnie koszmary (np. że nie udało mi się połączyć, że się spóźniłem i przepadło, etc) i ze 20% CPU wciąż procesowało scenariusze co odpowiem na poszczególne pytania.
Kurde, serio to jest jak jakaś magia.
Nie spodziewałem się, że aż tak mi się spodoba.
Po raz pierwszy w życiu mogłem mówić co mi się podoba, jak mi się podoba, nie musząc martwić się o to jak zostanę odebrany.
Kocham Natalię i staram się być z nią jak najbardziej szczery, ale jednak rozmawiając z kimś bliskim zawsze ma się z tyłu głowy to co pomyśli.
Zwłaszcza kiedy mówi się o rzeczach trudnych.
Podniesione do kwadratu kiedy są to turbulencje mentalne.
Tutaj mogłem pozwolić sobie płynąć.
Wyplułem z siebie tony rzeczy o których normalnie się nie mówi: uzależnienie, problemy finansowe, relacje, sytuacja w dzieciństwie, etc., etc.
Każde jedno gówno którego się wstydzę zdetonowane.
A to dopiero początek.
Ciekawe jest to, że tak naprawdę typko nie musiał zbyt wiele mówić - samo to że miałem wreszcie przestrzeń do wygadania się to już game-changer.
Czuję się z tym na tyle dobrze, że już nie mogę doczekać się kolejnego spotkania.
Gdy wspólnie wybieraliśmy pod koniec wizyty termin, marzyło mi się by to było jutro.
Boję się, że można się od tego uzależnić...
Odchodząc od tego trochę chaotycznego wstępu do bardziej obiektywnej-dziennikarskiej relacji: Jak wyglądała moja pierwsza wizyta?
Od razu przeszliśmy do rzeczy - to było, przyznam uczciwie, dość zaskakujące - dosłownie 30 sekund przywitania i jazda.
Pan Krzysztof nie próbował oczarować mnie swoimi tytułami naukowymi, nie gaworzył na temat swojej przeszłości.
Generalnie jego prezencja była ograniczona do minimum.
Chwała mu za to.
To było MEGA miłe ten jeden raz znaleźć się w środku zainteresowania, być centralną figurą rozmowy.
Podczas tych 50 minut nie liczyło się nic innego tylko JA.
I to było NIESAMOWITE.
W moim życiu, zwłaszcza od kiedy pojawił się Hugo, często jest bardzo mało miejsca na to co ja myślę, czuję i czego pragnę.
Multum decyzji, w zasadzie wszystko co robię zawsze jest na rzecz dobra wspólnego.
Nie żalę się na to, sam wybrałem tę rolę.
Ale mogąc przez prawie godzinę mówić o sobie, czułem się BOSKO.
Moją intencją na to spotkanie było TOTALNIE się otworzyć.
Wychodzę z założenia że inaczej nie ma to sensu.
Mamy i tak dość mało czasu (szczerze powiem że to 50 min wydawało się wręcz trochę za krótko i czułem presję czasu), więc postanowiłem walić prosto z bazooki.
ZERO skrupułów i owijania w bawełnę.
I tak, przeszliśmy (na szybko) m.in. przez
mój problem z trawą
depresję z 2018 roku, jej powody i sytuację która do niej doprowadziła
relacje z rodzicami i wczesne dzieciństwo
życie warszawy, pieniądze, melanż i <ocenzurowano>
obecną sytuację rodzinną, zawodową i stan umysłu
jeszcze kilka innych tematów.
To co mnie zaskoczyło to jak łatwo przyszło mi wyrzucenie z siebie tych wszystkich smrodów.
Czułem i wciąż czuję się jakbym od dawna czekał na okazję by upuścić trochę tego jadu na zewnątrz.
Tutaj dostałem turbo żyzną glebę by tego dokonać.
Po jednym spotkaniu trudno ocenić mi kompetencje p. Krzysztofa.
To co póki co mogłem zaobserwować to że niemal natychmiast mu ZAUFAŁEM.
Do tego stopnia, że aż czuję się z tym dziwnie.
Może to właśnie jest oznaka kompetencji, że zbudował mi TAKĄ przestrzeń do wygadania się?
Całościowo było to WYBITNE doświadczenie i nie mówię tego lekko.
Może nie doszło tutaj do bóg wie jakich przełomów, nie zostałby przede mną prawdy objawione na temat powodów dlaczego wciąż nie budzę się codziennie w 10/10 nastroju, szczerze to nawet nie dowiedziałem się o sobie niczego czego do tej pory nie wiedziałem.
Ale ta przestrzeń do wygadania się? W-O-W drukowanymi literami i pogrubioną czcionką.
Kolejne spotkanie mam we wtorek.
Z zapowiedzi rozumiem że będziemy w nim przechodzić przez oś czasu wydarzeń mojego życia, ze skupieniem na wczesnym dzieciństwie.
To zresztą dość ciekawy aspekt, o którym wcześniej nie mówiłem - w pewnym momencie, chyba pod koniec rozmowy, pan Krzysztof powiedział że z jego doświadczenia, kluczowym okresem do zrozumienia kim jestem jest okres 0-6 lat.
W moich dziennikach, pamięci, a nawet najgłębszych medytacjach jest bardzo mało "contentu" na ten temat.
O co tu chodzi?
Co chowa się przed moją latarką świadomości w latach najwcześniejszego dzieciństwa?
Czego mój umysł nie chce bym widział?
To wszystko pytania które mam nadzieję już wkrótce znajdą znajdować swoje odpowiedzi.